to jest mniej więcej tak - zanim zbiorę się do pracy muszę się nałazić po
mieszkaniu, to do kuchni, to do pokoju, tu mi się przypomni o praniu, tam o
zakupach. ale gdy już zaczynam pracować, nie mogę się oderać choćby na sekundę,
żeby nie stracić wątku, potoku myślowego czy jak to tam nazwać. wczoraj umierałam
z głodu, mój pęcherz błagał o litość, a Mamcia marudziła, że nie chcę z nią
rozmawiać, gdy do mnie dzwoni.