kupiłam zalotkę do rzęs. nie mam ochoty na żadne słowa. czekam. wrócę i być może będę w stanie używać słów jak kiedyś.
powiedział: smutniejesz, gdy mówisz o domu i oczywiście miał rację, chociaż ja nie zdawałam sobie z tego sprawy. dziś wieczorem będę w domu.
uwielbiam ogrzewać pałeczki miętowe nad płomieniem świecy aż czekolada się rozpuści, zlizywać ją a później gryźć samo nadzienie.
już po północy a ja w dużym pokoju kręcę hula hop. strasznie to fajne.
jeśli chodzi o zakupy to największą przyjemność sprawia mi kupowanie kosmetyków, ale za to szczerze nienawidzę kupowania bielizny, choćby najseksowniejszej.
słowa, słowa, słowa - nic nie warte, gdy to ja znów mam podjąć decyzję.
na cośtam się umawiamy, cośtam robimy, o czymśtam rozmawiamy. i jest super.
(...) już mi się odechciało z nim seksu, bo ta cała przyjaźń i bliskość między nami wyskoczyła i ustawiła relacje jak na jakiejść pogadance u psychologa.
witkowski, lubiewo
nie pozwolić, aby jedna rozmowa telefoniczna przekreśliła cały ten dzisiejszy, bardzo miły dzień.
lubię patrzeć na tych wszystkich mężczyzn w ich służbowych samochodach. wyglądają tak spokojnie, gdy czekają na zmianę świateł.
strasznie przemokłam i strasznie zmarzłam. palcami łapałam płatki śniegu. a teraz upijam się mineralną.
obserwuję. analizuję, czy warto. ale dziś jestem już bardzo zmęczona.
nowe czasy nastały, czasy zimnej, przegotowanej wody pitej z porcelanowego kubka. a on twierdzi, że mnie kocha.
bo ty uważasz, że ja nigdy nie potrzebuję twojej pomocy. no to już nie potrzebuję.
tonę w jego słowach. pozwalam mu zakochać się w jego wyobrażeniu o mnie.
cała zabawa polega na atakowaniu i nie bronieniu się. sztukę tej gry opanowaliśmy do perfekcji.
mania całowania wciąż trwa. marzę o tym, żeby przekuć sobie uszy i nosić kolczyki z kokardkami. bez kokardek też.
w grudniu w raciborzu kwitną stokrotki.